Przypomnijmy, że wczoraj opisywaliśmy przypadek komisji wyborczej z Pustkowa-Osiedla, gdzie niektórym wyborcom wydano wadliwe karty do głosowania. Problem był na tyle poważny, że konieczna była interwencja Krajowego Biura Wyborczego, które dostarczyło poprawne druki. W dalszym ciągu jednak istniała przez pewien czas obawa, że oddane na takich kartach głosy mogą zostać unieważnione.
Ostatecznie tak się nie stało. Delegatura KBW w Rzeszowie podała, że głosy te zostaną uznane, aczkolwiek na potwierdzenie tego przyszło dziennikarzom poczekać. Sprawą tą zajmował się jako pierwszy portal Debica24. Jeden z internautów zarzucił dziennikarzowi, że wprowadza ludzi w błąd.
.png)
Podobną dyskusję zaliczyłem zresztą ja sam pod, wspomnianą wyżej, naszą publikacją. Nie chodzi mi tu jednak o to, by wylewać żale nad losem nas, dziennikarzy. Chodzi bardziej o ukazanie problemu: ludzkie niedopatrzenie doprowadziło do czasowej niepewności - wyborcy, pracownicy mediów i inne osoby zastanawiały się, czy faktycznie niektóre głosy mogą zostać uznane za nieważne. Tego nie można bagatelizować!
W tym przypadku delegatura, zapewne po zapytaniach i konsultacjach, podjęła, jak się wydaje najlepszą możliwą decyzję. Ale czy tak będzie za każdym razem? Nie mam co do tego pewności. Nasz kodeks wyborczy nie przewiduje wielu specyficznych sytuacji. Pamiętacie sytuację, kiedy przed lokalem wyborczym zgromadził się tłum wyborców i zastanawiano się, czy każdy z nich będzie mógł oddać głos, bo zaraz będzie 21? Kolejne, nowe precedensy mogą się pojawiać przy okazji każdych kolejnych wyborów.
Dlatego też ważne jest, by w komisjach były osoby znające kodeks wyborczy i mogące odpowiednio reagować. Od razu mówię, nie chodzi mi o "znęcanie się" nad komisją z Pustkowa-Osiedla. Podobne sytuacje miały bowiem miejsce w wielu innych miejscach.
Zresztą karty do głosowania to jedno, ale przecież to nie jedyny problem związany z pracą komisji wyborczych na Podkarpaciu i w Polsce. Wystarczy przywołać tu przypadek członkini komisji z Sanoka, która przyszła na wybory w stanie upojenia alkoholowego?
Zobacz też:
Takich sytuacji będzie pełno, jeśli nie zmieni się podejście do pracy w komisjach wyborczych. Tym osobom powierzamy nasze głosy, nasze największe narzędzie mogące ocenić rządzących. W dodatku otrzymują one za to godziwe wynagrodzenie.
Praca w komisji wyborczej nie może być dorywczym zajęciem "na niedzielę". To powinna być służba – z jasno określonymi wymaganiami, szkoleniami, a może i egzaminami. Potrzebujemy kadry, która będzie miała autorytet, kompetencje i świadomość odpowiedzialności. Korpusu służby wyborczej – takiego, który zorganizuje wybory nie tylko legalnie, ale i profesjonalnie.
Oczywiście krytycy powiedzą: skąd uzbierać tylu wykształconych ludzi? Cóż, jeśli ktoś nie jest w stanie przyswoić zasad, może nie powinien pełnić tak ważnej roli? Ewentualnie rząd może zastanowić się w końcu nad możliwością głosowania internetowego, np. przez profil zaufany.
Bo nie chodzi tu o nasze teksty, o komentarze w internecie ani o medialne napięcia. Chodzi o coś znacznie większego: o zaufanie obywateli do procesu wyborczego. O pewność, że głos oddany w Pustkowie-Osiedlu ma taką samą wagę jak głos w Warszawie czy Gdańsku. I że nikt – przez brak przygotowania czy nonszalancję – tej pewności nie podważy.
Napisz komentarz
Komentarze