Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
PRZECZYTAJ TAKŻE:

Dieta pudełkowa? Cytując klasyka: a komu to potrzebne?

Wychowałam się w domu, w którym kobiety musiały umieć gotować. Nie cierpiałam tego, ale zagryzłam zęby i teraz całkiem sprawnie poruszam się w kuchni. Miałam szczęście i wyszłam za człowieka, z którym mogę po równo dzielić kuchenne obowiązki. Gotowanie razem jest fantastyczne! A raczej było — aż do pojawienia się na świecie naszej córki. Cześć, mam na imię Marzena, a to moja historia.
  • 26.08.2023 09:54
Dieta pudełkowa? Cytując klasyka: a komu to potrzebne?

Doceniaj ciepły obiad, kiedy go masz.

Jako dziecko nie lubiłam, kiedy moja mama — orędowniczka tradycyjnej polskiej kuchni i trzydaniowych obiadów — zamiast zwyczajnej kanapki z pasztetem, pakowała mi do szkoły wymyślne lunchboxy. Miałam szczęście i rodzinę w Niemczech. Ale dla dziecka lat 90. w szkole na prowincji różowy lunchbox był powodem dziwnych komentarzy. Ja tylko chciałam bułę z pasztetem albo kanapkę ze sklepiku. Później było jeszcze gorzej, bo zaczęłam się buntować. Sama robiłam sobie kanapki, których niedojedzone części walały się po dnie plecaka. Po szkole wyjechałam do Londynu, by podszkolić język przed studiami. Tam też doceniłam komfort reguralnych posiłków. Zaczęłam nosić do pracy lunchboxy — a jakże!

Catering dietetyczny Rzeszów stał się czymś modnym i powszechnym, kiedy kończyłam studia. Modne były też zielone smoothie o poranku i karnety na siłownię. To były czasy, kiedy pracowałam już na pół etatu jako lektor języka angielskiego i obsesyjnie dbałam o formę. Przygotowanie zdrowego śniadania zajmowało znaczną część poranka — do tego stopnia, że poranny trening biegowy uprawiałam w drodze do pracy albo na uczelnię. Nie próbujcie biegać w jeansach.

Po powrocie do domu byłam tak zmęczona, że gotowanie było ostatnią czynnością, na którą miałam ochotę. I chociaż oddałabym wtedy wiele za ciepły obiad bez konieczności jego przygotowania — a na codzienne zamawianie jedzenia nie było mnie stać — to wciąż nie mogłam się przekonać do diety pudełkowej.

Belferka z pudełkiem — geneza

Po studiach zaczęłam pracę jako nauczyciel angielskiego w publicznej szkole średniej. Pita w biegu herbata, niedojedzona kanapka czy rozsypane w szafce wafle ryżowe stały się moją codziennością. Pewnego dnia poszłam na piwo z koleżankami z pracy. Ja narzekałam na te nieregularne posiłki, one na podłe jedzenie w stołówce. Anka postanowiła wypróbować fit catering. Ja i Monika nie poparłyśmy tego pomysłu, twierdząc, że nie ma sensu kupować jedzenia, które jesteś w stanie zrobić w domu — a którego i tak nie masz czasu zjeść w pracy. Anka tylko uśmiechnęła się z politowaniem i jeszcze tego samego wieczora zamówiła ofertę.

Była całkiem zadowolona i może nawet sama bym się skusiła na zmianę menu, gdyby nie spojrzenia mniej zaprzyjaźnionej części grona pedagogicznego.

Twój mąż też je z kartonu? - pytała wiekowa matematyczka. Nie wiedziała, że mąż Anki jest zawodowym kierowcą i w trasie jadał rzeczy gorsze niż mielony na naszej stołówce.

Czy to spełnia twoje dzienne zapotrzebowanie kaloryczne? - zainteresował się wuefista. Anka kiwała głową z dobrodusznym uśmiechem.

A mnie znowu przypomniała się moja szkoła podstawowa i ten okropny, różowy lunchbox. Nie miałam ochoty na komentarze i dziwne spojrzenia.

Zostałam przy kanapkach i jednorazowych pojemnikach.

Kuchnia w czasach covida

Taki stan rzeczy utrzymywał się aż do pandemii. Na krótko przed nią zdążyłam jeszcze wyjść za mąż i wspólnie podjęliśmy decyzję, by zacząć starać się o dziecko. Udało się w styczniu 2020 roku. Byłam przeszczęśliwa aż do pierwszej wizyty, bo od mojego lekarza dostałam wykaz produktów, których powinnam unikać w ciąży. A potem zaczęła się pandemia i codzienne wycieczki do sklepów w poszukiwaniu konkretnego typu kaszy stały się prawdziwym utrapieniem.

Pandemia była tak przekleństwem, jak i błogosławieństwem. Praca zdalna tak samo. Wreszcie jadłam w miarę regularnie, ale mdłości mnie wykańczały. Nawet poranna kawa mojego męża śmierdziała jak stęchłe skarpety. Zamykałam się w sypialni albo szłam na balkon, kiedy Piotrek szalał w kuchni.

Pewnego wieczoru doszliśmy do wniosku, że spróbujemy diety pudełkowej. Problemem byłam ja i dopasowanie diety do zaleceń lekarza. Szczęśliwie dla mnie okazało się, że LOVE Catering ma w ofercie dietę dla kobiet w ciąży. Po konsultacji z moim lekarzem prowadzącym postanowiłam zamówić catering na tydzień.

https://lovecatering.pl/

Co się zmieniło?

Początkowo byłam sceptycznie nastawiona. Pierwszy dzień zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. Muszę tu też zaznaczyć, że na catering dietetyczny zdecydowałam się dopiero pod koniec pierwszego trymestru ciąży. Nie chodziło o to, że bałam się o jakość jedzenia — chociaż skłamałabym, gdyby to nie był jeden z czynników, przez które wahałam się przed skorzystaniem z diety pudełkowej. Nie tylko będąc w ciąży, ale już wcześniej.

Drugi trymestr ciąży zaczął się dla mnie bardziej łaskawie. Napady mdłości nie były już tak częste, a ja zaczęłam mieć zachcianki. Przybierałam na masie i chciałam to kontrolować. Dlatego też zdecydowałam się na catering. Jak pisałam, pierwszy dzień diety zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. Drugiego dnia nie miałam ochoty na nic treściwego, ale zakochałam się w ich jaglance z bananami. Reszta tygodnia upłynęła zdrowo i smacznie. Czasem podjadałam, czasem nie dojadałam porcji.

Na początku posiłki przychodziły przez cały tydzień, ale później w weekendy gotowaliśmy. Korzystam z cateringu po dziś dzień. Karmię piersią drugie dziecko, a dieta w pakiecie „MAMA” jest odpowiednia także dla kobiet karmiących.

Materiał partnera