Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
PRZECZYTAJ TAKŻE:
Reklama
Reklama Powiat Rzeszowski

Śmierć młodego człowieka pod szpitalem MSWiA w Rzeszowie. Rozmowa ze świadkiem, który zgłosił się do prokuratury

Podziel się
Oceń

Przeprowadziliśmy rozmowę z naocznym świadkiem akcji ratunkowej na przystanku MPK pod szpitalem MSWiA w Rzeszowie. Człowiek ten zgłosił się do prokuratury. Jest gotów zeznać co wiedział.
Śmierć młodego człowieka pod szpitalem MSWiA w Rzeszowie. Rozmowa ze świadkiem, który zgłosił się do prokuratury
Redakcja Halo Rzeszów dotarła do naocznego świadka akcji ratunkowej młodego mężczyzny, który zmarł kilka chwil po opuszczeniu IP szpitala MSWiA w Rzeszowie.

Autor: Łukasz Kotulak/Halo Rzeszów

Sprawą śmierci ok. 30-letniego mężczyzny zajmuje się szereg instytucji: podkarpacki Narodowy Fundusz Zdrowia, służby wojewody podkarpackiego, prokuratura i policja. Kontrolę w rzeszowskim szpitalu MSWiA rozpoczął także Rzecznik Praw Pacjenta. Dziś dowiedzieliśmy się, że opisana przez nas sprawa wywołała poruszenie w samym resorcie administracji w Warszawie.  Wszyscy chcą ustalić dokładne okoliczności zdarzenia, a przede wszystkim dowieść, dlaczego kilka chwil po opuszczeniu izby przyjęć, pacjent zmarł na pobliskim przystanku. Czy zawiniły procedury, niedopatrzenie, czy czynnik losowy?

"Ludzie, ratunku, człowiek umiera na przystanku!"

W czwartek (9.05.) spotkaliśmy się osobiście z naocznym świadkiem tego zdarzenia. Starszy mężczyzna — mieszkaniec Rzeszowa (nazwisko do wiadomości redakcji), podzielił się swoimi obserwacjami przebiegu akcji ratunkowej 30-latka na przystanku MPK pod szpitalem. 

- Idąc chodnikiem wzdłuż ulicy Krakowskiej, zauważyłem, że pod wiatą przystankową leży człowiek - relacjonuje nasz rozmówca. - Pytam: „co się stało?". Łamaną polszczyzną słyszę: „przewrócił się i leży". Powiedziała do mnie kobieta z małymi dziećmi. Jej partner próbował dzwonić na 112, ale był obcokrajowcem i chyba nie znał odpowiednich słów, by wytłumaczyć, o co chodzi, za jakiś czas poprosił inną osobę o rozmowę z dyspozytorem 112  - opisuje. dość chaotycznie całe zdarzenie. - Na ławce leżał telefon, wypis z izby przyjęć, wskazujący, że opuścił on placówkę medyczną kilka chwil wcześniej. Przeczytałem tę kartkę - to było straszne -  Chwilami jego głos się zawiesza, płacze. Mówi, że nie może sobie poradzić z tym, czego był świadkiem.

Wtedy - jak opowiada dalej, podbiegł do budynku izby przyjęć i zaczął wołać o pomoc. Zanim tam się udał, poprosił przebywającą na przystanku rodzinę z dziećmi, aby ułożyć poszkodowanego w pozycji bocznej ustalonej. - Oni mówili, że powinien leżeć na plecach - dodaje.

 

Przystanek autobusowy przy ul. Krakowska 16 w Rzeszowie, gdzie doszło do zdarzenia. Fot. Łukasz Kotulak / Halo Rzeszów

- Gdy dobiegłem, do Izby Przyjęć zacząłem krzyczeć „ludzie, ratunku, człowiek umiera na przystanku!" - opisuje. - Zaraz po wejściu do budynku  zobaczyłem jakąś panią — pracownika szpitala, a później doszedł jeszcze drugi pracownik. "Na przystanku jest mężczyzna młody, on umiera, z jego ust toczy się piana!" - relacjonuje, co powiedział do tych pracowników szpitala. 

-Polecono mi, abym szedł za namalowaną na podłodze czerwoną linią. Zobaczyłem kolejnego, trzeciego pracownika, który pchał wózek transportowy z jakimiś materiałami medycznymi.  Powiedziałem mu to samo, co tej pani, że na płytkach leży chłopak, na przystanku, przewrócił się, kiedy położyliśmy go na boku, to zobaczyłem pianę na jego twarzy, "pomóżcie mu!" - relacjonuje starszy mężczyzna. -  [Ten pracownik - przyp. redakcja] powiedział mi, że "dobrze" i gdzieś zaczął iść. Zrezygnowany postanowiłem wrócić na zewnątrz, na przystanek, gdzie stwierdziłem, że wezwanej kilka minut wcześniej karetki, „jak nie było, tak nie ma".  - zżyma się.

- Gdy wróciłem z budynku, na przystanku stała kobieta i mówiła, że "on sinieje". I czekaliśmy, że wreszcie ktoś się zjawi. Trwało to kilka minut - opowiada.

Miał 29 lat...

- W międzyczasie sięgnąłem znów po leżący na chodniku ten wypis. Patrzę i myślę: „mój Boże, chłopak jest z 95 roku". Czytam dalej i nie dowierzam. W wywiadzie medycznym i to było napisane na tym dokumencie, zgłosił się z bólem w klatce piersiowej - mówi wstrząśnięty emocjami, które ponownie do niego wróciły, nasz rozmówca. Mimo że czytał kartę, to nie zdążył zapamiętać jednak jego nazwiska, ani adresu. - Pamiętam tyle, że miał wpisane, że mieszka w Rzeszowie - dodaje.

- Wreszcie z budynku szpitala wyszło dwóch pracowników. Jeden starszy, grubszy w ciemniejszym ubraniu w koszuli bez etykiety, bez słuchawek, z gołymi rękami przyszedł - relacjonuje nasz rozmówca.  - Drugi młodszy w jaśniejszym ubraniu chyba z jakimś napisem - dodaje.  - Szli sobie powoli, gdy byli na wysokości znaku "Izba Przyjęć", to zaczęliśmy z tą panią krzyczeć "szybciej, bo on tu umiera!" - Nieco przyspieszyli, ale myśmy się denerwowali na tę ich opieszałość, przecież w takiej sytuacji to trzeba szybciej działać! - relacjonuje. W tym też czasie powoli ze szpitala przyjechała karetka.

Droga do Izby Przyjęć Szpitala MSWiA w Rzeszowie, gdzie świadek zdarzenia próbował uzyskać pomoc. 

- Ten grubszy ratownik przystąpił do sprawdzania pulsu, a to na szyi, na nadgarstkach i nawet przy pachwinie. Pytałem ich, czy jest wyczuwalne. Nikt nie odpowiedział - opisuje. 

- Następnie [ratownik - przyp. redakcja] przystąpił do uciskania klatki piersiowej i kazał stanąć trzem osobom, tak aby zasłonić słońce, bo mu przeszkadzało. W tym samym czasie podjechał autobus, ludzie wsiadali, wysiadali - mówi. - Starszy ratownik wysłał tego młodszego po to urządzenie defibly... defibrylator. Przyniósł mu,  rozpiął koszulę. Ja wtedy uciszałem tą starszą panią, bo ona cały czas coś mówiła, prosiłem, żeby nie przeszkadzała ratownikowi. Widziałem, jak elektrody były przyklejone do klatki piersiowej tego chłopaka, ale nic się nie działo, on nie reagował na działanie tego urządzenia - przedstawia przebieg zdarzenia. - Kiedy przyjechała druga karetka, ratownik powiedział "dać nosze" i przynieśli nosze, ale nie wiem skąd. Nie wiem, czy z karetki, czy ze szpitala. Położono go na noszach. Ratownik rzucił koc, telefon, kartę ze szpitala i ruszyli z tymi noszami. W tym czasie podjechał mój autobus, wsiadłem i odjechałem. Zadzwoniłem do córki, opowiedziałem jej sytuację, płakałem - mówi ze wzruszeniem.

Korytarz Izby Przyjęć Szpitala MSWiA w Rzeszowie, gdzie świadek zdarzenia próbował uzyskać pomoc. fot. Łukasz Kotulak / Halo Rzeszów

- Gdzieś w międzyczasie widziałem, jak reagowali ci Ukraińcy, byli przerażeni tą sytuacją, jakością tej pomocy. Kręcili głowami. Ja ani razu nie dotknąłem jego ciała. Bardzo dużo się działo, byłem zdenerwowany, trudno jest mi teraz tak dokładnie, po kolei opowiadać - mówi.

- We wtorek byłem w tym szpitalu, pytałem o tego chłopaka, ale nikt mi nic nie chciał powiedzieć, bo nie jestem rodziną. Ten system jest zły - podsumowuje nasz rozmówca.

W czwartek przed południem nasz rozmówca - świadek zdarzenia - zgłosił w Prokuraturze Rejonowej dla miasta Rzeszów chęć złożenia zeznań, w związku ze śmiercią młodego mężczyzny. 

Oświadczenie złożone w prokuraturze przez świadka zdarzenia. Dane wrażliwe zakryte dla bezpieczeństwa naszego rozmówcy. fot. Łukasz Kotulak / Halo Rzeszów

Dyrekcja szpitala nadal nie informuje w sprawie

Dyrekcja rzeszowskiego szpitala MSWiA nadal nie udzieliła odpowiedzi na nasze pytania przesłane jeszcze w poniedziałek (6.05). Dla nas jako mediów, które pracują w służbie obywateli, postawa dyrekcji szpitala jest zupełnie niezrozumiała.

Swoje czynności, o czym pisaliśmy na wstępie, prowadzi policja i prokuratura. - Funkcjonariusze wydziału dochodzeniowo-śledczego rzeszowskiej komendy podjęli czynności sprawdzające. Ich celem jest weryfikacja czy w tym konkretnym przypadku doszło do przestępstwa, doszło do złamania przepisów prawa. 

- Z uwagi na dobro prowadzonych czynności nie udzielamy żadnych innych, bliższych informacji - powiedziała nam asp. sztab. Magdalena Żuk, rzeczniczka Komendy Miejskiej Policji w Rzeszowie.


Napisz komentarz
Komentarze
jjj 14.08.2024 19:57
Może jakaś aktualizacja w sprawie? co zrobił poseł? Gdzie ta interwencja poselska? czy jak zwykle tylko robienie piaru na tragedii rodziny! Panie pośle Dziedzic... co Pan zrobił?

bvhnj 31.05.2024 07:49
Jakie wieści w sprawie? Czy już jest jak zwykle w tym chorym kraju wszystko zamiatane pod dywan? Gdzie poseł i jego wielka interwencja?

Adrian 10.05.2024 07:03
Pytam ponownie gdzie jest Dyrektor Szpitala niejaki Profesor Krzysztof Gutkowski. Mistrz uników jak zawsze ! Panie Krzysiu Weź za to odpowiedzialność nie zasłaniaj się delegacjami

hgjk 09.05.2024 21:40
To się po prostu w głowie nie mieści, że doktor prowadząca wypuściła ze szpitala chłopaka w stanie bezpośredniego zagrożenia życia. Czy kardiolog został powiadomiony? Jak wynika z opisu świadka pacjent był kardiologiczny. Czy zrobiono wszelkie dostępne medycynie badania celem zdiagnozowania stanu pacjenta i przede wszystkim źródła problemów? Prokuratorem nie jestem, ale jak dla mnie doktor Z powinna odpowiadać za nieumyślne doprowadzenie do zgonu pacjenta przez wzgląd na rozliczne zaniedbania proceduralne i natychmiast stracić prawo do wykonywania zawodu!

Reklama
Reklama
Reklama